🐈‍⬛ Crusie Jennifer Każdy Tylko Nie Ty

USA Today bestselling authors Jennifer Crusie and Bob Mayer deliver a sizzling, high-octane romantic adventure about a straight-talking woman and a straight-shooting man in DON'T LOOK DOWN SHE is a director of dog food commercials who's just been recruited to finish a four-day movie shoot.

Popraw tę książkę | Dodaj inne wydanie Data wydania: 1997 ISBN: 978-83-7149-154-2, 9788371491542 Wydawnictwo: Arlekin - Harlequin Enterprises Seria: Harlequin Miłość i Uśmiech Kategoria: Literatura obyczajowa Stron: 154

Read 23. from the story Tylko Nie Ty by J_K_Celinska (J.K. Celińska) with 8,987 reads. kobieta, mężczyzna, flirt. 16 września 2018 Dziś niedziela, więc razem z

Jenny Crusie was born in Wapakoneta, a small Ohio town on the banks of the Auglaize River. She graduated from Wapakoneta High School and earned her bachelor’s degree from Bowling Green State University in Art Education. She married in 1971 and lived briefly in Wichita Falls until her Air Force husband was transferred to Dayton, Ohio. Jenny taught pre-school until her daughter, Mollie, was born. When she returned to work, she taught in the Beavercreek public school system for ten years as an elementary and junior high art teacher while earning a master’s degree from Wright State University in Professional Writing and Women’s Literature; her master’s thesis was titled A Spirit More Capable of Looking Up To Him: Women’s Roles in Mystery Fiction 1841-1920. She took a leave of absence from Beavercreek in 1986 to complete her coursework at Ohio State University in feminist criticism and nineteenth century British and American literature. She returned to teach high school English (American and British literature surveys, mythology, the Bible in literature, and college composition) for another five years, and during this time she also directed theater tech crews (sets and costumes) for the Beavercreek Drama Department. In the summer of 1991, she began to research her dissertation on the impact of gender on narrative strategies, searching out the differences in the way men and women tell stories. As part of the research, she planned to read one hundred romance novels and one hundred men’s adventure novels. The romance novels turned out to be so feminist and so absorbing, that she never got to the men’s adventure fiction and decided to try writing fiction instead, quitting her job the following spring to devote herself full time to writing and to finishing the one of her riskier moves since she didn’t sell her first book until August ’92. The sale was to Silhouette, a novella titled Sizzle, that Jenny now refers to as “really lousy.” Silhouette delayed its publication so that it became the second book published under the Crusie pseudonym, Jenny’s maternal grandmother’s family name. Although Silhouette rejected Jenny’s next novel, Harlequin accepted it and published it in 1993 as Manhunting in their Temptation line. Five more Harlequins followed, including Getting Rid of Bradley which won the RWA Rita Award for Best Short Contemporary, Strange Bedpersons, What the Lady Wants, Charlie All Night, and Anyone But You. She also wrote two category novels for Bantam’s Loveswept line, The Cinderella Deal and Trust Me On This. During this time she put the PhD on hold to earn an MFA in fiction from OSU; her thesis was titled, Just Wanted You To Know, and consisted of several short stories and the proposal for a mainstream novel titled Crazy For You. During this time she also wrote a book of literary criticism on Anne Rice, published under the name Jennifer Smith. In the fall of 1995, Jenny began to write single title novels for St. Martin’s Press where she very happily remains to this day. She is especially delighted to be working with her editor, Jennifer Enderlin, her agents Amy Berkower and Jodi Reamer of Writers House, and her daughter/business partner, Mollie Smith. As the twenty-first century rolled around, Jenny began to experiment with collaborations beginning with Don’t Look Down, a romantic adventure novel written with Bob Mayer that put into practice everything she’d studied about the differences in the way men and women write fiction in that long ago PhD dissertation. She went on to do two more collaborative romantic adventure novels with Bob–Agnes and the Hitman and Wild Ride–and collaborative paranormal novels with Eileen Dreyer and Anne Stuart–The Unfortunate Miss Fortunes–and with Anne Stuart and Lani Diane Rich–Dogs and Goddesses. In 2010, she returned to solo writing with Maybe This Time, her homage to The Turn of the Screw. Jenny is currently working her next solo novel. For current info on this and her other works in progress, check out her blog, Argh Ink. It could be years until they’re done. Could be never. Could be next year. The important thing is, progress is being About Info Sequels, adaptations, inspiration and pets… see if your question has already been asked by a fellow reader in the Reader FAQs. Take a look at the most common questions asked by writers and get a peek of Jenny’s writing advice before taking a deep dive into Jenny’s essays on writing and publishing in the Writer FAQs. Get a good look at everything that Jenny has ever published listed out in one place on the Bibliography page.
Read by Sandra Burr. — Brilliance Audio, 2007. — 48 kbps. — Duration 12:12:34. Take one food writer named Cranky Agnes, add a hitman named Shane, mix them together with a Southern mob wedding, a missing necklace, two annoyed flamingos, and a dog named Rhett and you've got a recipe for a sexy, hilarious novel about the disastrous side of true love… 0 JENNIFER CRUSIE Każdy, tylko nie ty Tytuł oryginału: Anyone But You 1 ROZDZIAŁ PIERWSZY Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała Nina, był Fred. - Szukam szczeniaka - powiedziała do przysadzistej, ubranej w brązowy mundur kobiety, stojącej za metalową ladą w schronisku dla zwierząt. - Żeby był wesoły, żwawy i żywotny. - Żywotny - westchnęła kobieta. - Jasne. Mamy żywotne zwierzaki. - Skinęła głową w kierunku szarych metalowych drzwi. - Tędy, stopień w dół. - Dobrze. - Nina zaczesała krótkie, kędzierzawe włosy za uszy, złapała torebkę i przeszła przez drzwi, zdecydowana zakupić sobie najżwawszy urodzinowy prezent na czterech łapach. I co z tego, że wczoraj skończyła czterdziestkę? Czterdzieści lat to świetny wiek dla kobiety. W jej przypadku oznaczał wolność. Przede wszystkim wolność od zbyt ambitnego byłego męża i przepłaconego pałacu za miastem, który po roku istnego piekła został w końcu sprzedany. Cieszyła się, że wreszcie nie musi już mieszkać w tym przeklętym domu. Tak więc skończyła czterdzieści lat... Cóż, w sumie była zachwycona tym faktem. Przynajmniej miała pretekst, żeby kupić sobie psa. - Tędy - powtórzyła kobieta i Nina podążyła za nią w stronę kolejnych ciężkich metalowych drzwi. Zawsze chciała mieć psa, ale Guy tego nie rozumiał. RS 2 - Psy? Psy gubią sierść - powiedział, kiedy zaproponowała, aby kupili sobie psy w prezencie ślubnym. Powinna była wtedy domyślić się, że to prawdziwy znak niebios. Ale nie - wyszła za niego, a potem przeprowadziła się do tego mauzoleum. Następnie zaś spędziła piętnaście lat jako dodatek do kariery swego męża. Bez psa i w domu, który zaczęła nienawidzić. Właściwie szesnaście, jeśli policzyć ostatni rok, kiedy to oczekiwali na kupca ich rezydencji. Teraz jednak miała wolność, własne mieszkanie oraz wspaniałą, choć niezbyt pewną pracę. Jedyne, czego potrzebowała, to ciepłej, radosnej istoty, która będzie szczęśliwa, kiedy Nina wróci do domu po paru godzinach ciężkiej harówy. Opiekunka otworzyła drzwi i słabe poszczekiwanie, które już wcześniej słyszała Nina, zamieniło się w histeryczny jazgot. Nina zatrzymała się, przejęta widokiem klatek, w których psy szczekały jeden przez drugiego, aby zwrócić na siebie uwagę. - Boże, to straszne... - wyszeptała. - Tu są pani szczeniaki. - Kobieta zatrzymała się przed jedną z klatek i pokiwała głową. - Żywotne. Nina zajrzała do klatki. Rzeczywiście, szczenięta były urocze - drobne, łaciate kundle o błyszczących ślepkach. Wspinały się na siebie, szczekały i piszczały. Teraz pozostało jej tylko wybrać jedno z nich... Przysunęła się bliżej i w tym momencie jej spojrzenie niemal przypadkowo zahaczyło o ostatnią klatkę. Nina zamarła. RS 3 Był tam tylko jeden pies - niemłody już, średniego wzrostu i najwyraźniej czymś przygnębiony. Zdecydowanie za duży do jej mieszkania i stanowczo zbyt smutny. Nina usiłowała ponownie skoncentrować uwagę na szczeniakach, jednak nie mogła już tego zrobić. Widok tej psiny kaleczył jej serce - pod oczyma ogromne worki, blade futro upstrzone jakby plamami wątrobowymi, żałosne spojrzenie... Siedział na wilgotnym betonie i patrzył na nią ze spokojną rezygnacją. Nie szczekał i nie merdał ogonem. Wyglądał tak samo, jak jej cioteczny dziadek Fred, który umarł, kiedy miała sześć lat. - Dzień dobry - powiedziała do niego, a wtedy uniósł nieco łeb. Wyciągnęła rękę i podrapała go za uszami. Spojrzał na nią i przymknął oczy, jak gdyby z aprobatą dla drapania. - Co jest z nim nie tak? - zapytała Nina opiekunkę. - Nic - odparła kobieta. - To mieszanka basseta i charta. - Popatrzyła na kartkę przymocowaną do klatki. - Chyba jest stuknięty. Dziś jest jego ostatni dzień. Nina otworzyła szeroko oczy. - Chce pani powiedzieć... - Tak. - Opiekunka wymownie przejechała dłonią po gardle. Nina ponownie spojrzała na psa. Wciąż przyglądał się jej, dojrzała teraz w jego oczach cień śmierci. Poprawiła nerwowo włosy. Nie, nie potrzebowała tego psa. Nie może przecież kolejny raz zrobić jakiegoś głupstwa z litości dla innych. Chciała wesołego, RS 4 żywego szczeniaczka, a ten pies nawet w swoim najlepszym okresie musiał wyglądać jak zawodowy żałobnik. I nawet nie był szczeniakiem. Każdy pies, byle nie ten. Znów popatrzyła na psa, a on schylił głowę, jakby nagle stała się dla niego zbyt ciężka. Nie. Naprawdę nie. Nie mogła go wziąć. Był zbyt ponury. Zbyt duży. Zbyt stary. Zostawi go tutaj. Trudno. Takie jest życie... Cofnęła się o krok. Pies westchnął i położył się. Nie oczekiwał już niczego ani nikogo, kto by go kochał. Miał tylko tę zimną podłogę i perspektywę śmierci nazajutrz rano. Przynajmniej tak właśnie pomyślała Nina. Nie mogła tego znieść. Odwróciła się do opiekunki. - Wezmę tego - powiedziała. - Tak sobie pani wyobraża żwawego pieska? - uniosła brwi kobieta. - Te młode ktoś weźmie, prawda? - Nina wskazała szczenięta. - Jasne. Po raz ostami spojrzała na kłębiące się psiaki - puszyste kłębki szczęścia na czterech nóżkach i z ogonkiem. Następnie przeniosła wzrok na „swego" psa - smutnego, samotnego, zbyt starego i zniechęconego, aby być czarującym. Przy założeniu, że w ogóle kiedykolwiek miał wdzięk. RS 5 - Mam dużo wspólnego z tym psem - oznajmiła kobiecie. -A poza tym, nie mogłabym spać spokojnie ze świadomością, że byłam w stanie go ocalić i nie zrobiłam tego. - Nie ocali pani wszystkich. - Ale przynajmniej tego. - Nina przyklękła obok klatki. - W porządku, Fred. Właśnie uratowałam twój tyłek. Pies przewrócił oczyma i popatrzył na nią. - Nie, nie dziękuj. Cała przyjemność po mojej stronie. - Wyprostowała się i poszła za opiekunką. Kiedy się odwróciła, ujrzała, że Fred usiłuje przecisnąć łeb przez kraty. - Spokojnie, zaraz do ciebie wrócę - zawołała do niego. Fred jęknął żałośnie i wycofał się w głąb klatki. - No tak, z pewnością będziesz wesolutkim kompanem - mruknęła Nina i poszła podpisać dokumenty oraz zapłacić składkę. Wcale nie wyglądał na szczęśliwszego, kiedy opiekunka otworzyła klatkę i wylądował w ramionach Niny. - Śmierdzisz, Fred - powiedziała mu i przytuliła go do siebie. Powtarzała sobie, że jej jedwabny kostium można oczyścić na sucho, a poza tym i tak jest jasnobrązowy, tak jak większość Freda, więc sierści nie będzie widać. Kiedy popatrzył na nią, dodała: -I ważysz chyba tonę. Chociaż było jej z nim niewygodnie, cieszyło ją, że trzyma tego psa w swoich objęciach. - Ocaliłam cię, Fred - wyszeptała mu w ucho. RS 6 Drgnął, ale nie wyglądał na specjalnie przejętego nieoczekiwanym obrotem spraw. Ożywił się nieco, kiedy wyniosła go na majowe słońce, gdy jednak chwilę później usiłowała jednocześnie trzymać go i otworzyć drzwi swojej hondy, zirytował się. - Zamierzałam wziąć szczeniaka - poinformowała go. - Wcale nie chciałam... pół charta... pół basseta... o dupsku jak z ołowiu. Udało jej się w końcu posadzić go na siedzeniu i zamknąć drzwi. Oparła się o samochód j oddychała ciężko przez moment, podczas gdy Fred kołysał się w tę i z powrotem. W pewnej chwili odwrócił się i rozpłaszczył nos na szybie. - W porządku - rzuciła Nina. - Czuj się jak w domu. Wsiadła do samochodu i włączyła silnik. Fred oparł łapę na szybie i jeszcze mocniej rozpłaszczył nos. Kichnął głośno. Nina znów pomyślała o szczeniętach. - Niedobrze mi przez ciebie, wiesz? - Pochyliła się nad nim i zaczęła otwierać okno. - Spokojnie, tylko nie wyskocz. No, tak będzie lepiej. Fred odwrócił się na dźwięk głosu i zajrzał jej głęboko w oczy. Nina puściła klamkę i odwzajemniła spojrzenie. Och, ten pies naprawdę potrafi być słodki. Może nie jest zbyt żywiołowy, ale ona na jego miejscu też zachowałaby ostrożność. Nic o niej nie wiedział, ona o nim także nie. Może poprzedni właściciel znęcał się nad nim? Teraz już zresztą wszystko to nie miało znaczenia. Liczył się tylko fakt, że Fred potrzebował miłości. Każdy potrzebował RS 7 miłości, nawet ona. Poza tym, zawsze przecież chciała mieć psa. A więc ma - Freda. Ma Freda... Nina zamknęła oczy. Wspaniale. Teraz nawet jej najlepsza przyjaciółka pomyśli, że zwariowała. „Co kupiłaś?" - zapyta zapewne Charity, a kiedy ujrzy niemłodego, smutnego i zmęczonego pół- charta, pół-basseta, to... Ponownie spojrzała w ufne i cierpliwe oczy Freda i zawstydziła się swoich myśli. - W porządku, Fred. - Pogłaskała go po łbie. - Teraz jesteś moim psem. Wszystko w porządku. Fred spojrzał na nią, po czym nagle skoczył na swoją nową panią i energicznie polizał ją po twarzy. - Och, Fred! - Wybuchnęła płaczem i przytuliła go do siebie. Nareszcie mam kogoś komu mogę się wypłakać, pomyślała. Nie przeszkadzało jej nawet to, że ten ktoś ma cztery łapy i zwyczajnie cuchnie. - Będziemy razem szczęśliwi, Fred - wychlipała. - Naprawdę. Będzie nam ze sobą cudownie... Fred sapnął i zaczął zlizywać łzy z jej twarzy, co sprawiło, że Nina rozczuliła się jeszcze bardziej. Od dawna nie czuła się tak dobrze. W końcu wydała z siebie ostatni szloch i odsunęła Freda od siebie. Ruszyła, chcąc jak najszybciej pokazać mu nowy dom i zadzwonić po Charity, aby mogła zobaczyć jej psa. - Teraz masz rodzinę, Fred - powiedziała. - Jedziesz do domu. RS 8 Alex Moore leżał rozciągnięty na łóżku w pustej sali na izbie przyjęć miejskiego szpitala. Usiłował właśnie zapomnieć choć na chwilę o swojej rodzinie i trochę się zdrzemnąć, zanim wydarzy się coś nieprzewidzianego, kiedy nagle przyszedł jego starszy brat i z impetem postawił mu na brzuchu karton z sześcioma puszkami piwa. - Hej, co jest! - Alex aż ugiął się pod ciężarem, otworzył oczy, a kiedy ujrzał Maksa, ponownie się położył. Cholera, ból zawsze kojarzył mu się z rodziną. - Śpię, nie widzisz? Idź sobie. I zabierz to cholerne piwo, zanim je ktoś zobaczy. Max wyjął puszkę, otworzył, po czym opadł z westchnieniem na pomarańczowe krzesło z plastiku. Alex natomiast przymknął powieki, licząc na to, że Max zostawi go samego. Tak się jednak nie stało. - Widzisz, gdybyś nie zarywał nocy, uganiając się za panienkami, nie byłbyś zmęczony w pracy - powiedział Max i pociągnął tęgi łyk piwa. Aleksowi nie chciało się nawet otwierać oczu. - Nie uganiam się za panienkami - mruknął. - Zabrałem Debbie na kolację. Zaczęła rozmawiać o dzieciach. Odprowadziłem ją do domu. Tak wygląda moje życie intymne. - To dlatego, że wyglądasz na porządnego blondaska - odparł Max. - Masz wypisane na czole, że jesteś miłym facetem. Popatrz na mnie. Od razu widać, że jestem świnią i łajdakiem. - Zgadza się. - Alex w dalszym ciągu nie otwierał oczu. - Idź już sobie, łajdaku. 9 - No tak - ciągnął swoje rozważania nie zrażony Max - teraz jest już za późno, żebyś udawał świnię, wszyscy cię tu znają... A propos Debbie i robienia dzieci - co z seksem? Musisz trochę bardziej ją ponaciskać. Alex zastanawiał się przez chwilę, czy nie wyrzucić brata za drzwi, zdecydował jednak, że tego nie zrobi. Bardzo lubił Maksa, a w jego rodzinie był to w zasadzie wyjątek - Nie chcę naciskać - wyjaśnił. - Chcę po prostu spędzać miłe wieczory z kobietą, która mnie pragnie bardziej niż dzieci czy obrączki. Wszystkim kobietom, które znam, tyka biologiczny zegar, wszystkie odczuwają palącą potrzebę stworzenia stałego związku. A ja pragnę takiej, która odczuwa palącą potrzebę bycia ze mną, po prostu bycia razem, oglądania starych filmów, wspólnej zabawy... No dobrze, ale teraz wszystko, czego pragnę, to sen, dlatego właśnie wychodzisz stąd, braciszku. - To dlatego, że jesteś lekarzem. Kobiety marzą o mężach- lekarzach. - Ty też jesteś lekarzem. - Alex otworzył jedno oko. - Dlaczego tobie się to nie zdarza? - Staram się nie umawiać z jedną osobą więcej niż dwa razy - odparł Max. - Dlatego ten temat nigdy nie ma szansy zaistnieć. - Bardzo dojrzała postawa, Max. - Alex ponownie zamknął oczy. - Dobra, pogadałeś, a teraz idź. Skoro nie dzieje się nic strasznego, mogę chyba trochę pospać. - To twój ostami dzień, w którym jesteś dwudziestoparolatkiem. RS 10 - Max przełknął kolejny łyk piwa. - Powiedz, bracie - jak to jest być starym? - To ty mi powiedz - odparł Alex. - To ty masz prawie czterdzieści. - Trzydzieści sześć to jeszcze nie czterdzieści - obruszył się Max. - Zresztą i tak stracisz włosy przede mną. Już zaczynasz mieć coraz wyższe czoło. To dlatego, że jesteś blondynem. Ciemnowłosi faceci, tacy jak ja, nie łysieją - powiedział i dopił resztkę piwa. - Max, już nie jesteś na obchodzie? - Skończyłem godzinę temu. A ty kiedy kończysz? - Jeszcze trzy godziny. Idź sobie. - Gotowy na jutrzejszy dzień? - Na moje urodziny? Nie muszę się do nich przygotowywać. Inni ludzie tak, ale nie ja. Na przykład ty. No, idź już, kup mi coś drogiego. To ty tłuczesz kasę. - Tak jest - zgodził się Max. - Wiesz dobrze, dlaczego. Alex jęknął i odwrócił się od brata, który w ostatniej chwili złapał puszki, które niechybnie spadłyby z hukiem na ziemię. - Hej! Spokojnie! - wrzasnął Max. - Jak chcesz, to odwracaj się do rzeczywistości plecami, ale nie rozlewaj piwa. - Nie unikam rzeczywistości - sprostował Alex. - Unikam ciebie. Idź sobie. - Kiedy ja to rzeczywistość, stary. Wiesz? Przed chwilą wpadłem na tatę. Szukał cię. Alex ponownie jęknął. RS 11 - Taak, wiem, co czujesz... - Max pokiwał głową ze współczuciem. - Jutro chce zjeść z tobą kolację. - Nic ź tego - odrzekł Alex. - Powiedziałem już, że się zgadzasz. Do diabła, i tak tego nie unikniesz. Masz się pojawić w „Grobli" o siódmej. Najpierw na drinka. - Cholera. - Alex przewrócił się na plecy i wbił wzrok w sufit. - Mogłeś powiedzieć mu, że jestem chory. Że złapałem coś nieprzyjemnego i zaraźliwego. - Jestem ginekologiem - przypomniał mu Mark. - Co niby miałem mu powiedzieć? Że masz trypra i dlatego nie przyjdziesz na kolację? - A zauważyłby? - Tak - skinął głową Max. - Pracował, więc był trzeźwy. - Super. Właśnie tego pragnąłem na urodziny - odholować starego o północy do taksówki. - Pomyślałem o tym. Powiedziałem, że jesteśmy umówieni o dziewiątej. Zrozumiał. Alex spojrzał na niego ze znużeniem. - To znaczy, że będę musiał odholować go o dziewiątej. Dziękuję ci bardzo. - To jeszcze nie wszystko - wyszczerzył do niego zęby Max. - Powiedział, że jutro przylatuje twoja matka. - Matka przylatuje na moje urodziny? - Alex gwałtownie usiadł. RS 12 - Nie - odrzekł Max. - Przylatuje na jednodniowe seminarium dotyczące najnowszej technologii laserowej. Przypadkowo się składa, że są twoje urodziny. - Dzięki Bogu. - Alex opadł na poduszkę. - Przez moment obawiałem się, że obudziły się w niej uczucia macierzyńskie. - Powiedziała tacie, że chce zjeść z tobą lunch. W południe, w Hiltonie. Nie spóźnij się, ma referat o pierwszej. - Max otworzył kolejną puszkę piwa. - Jaka szkoda, że masz dyżur. Mógłbyś wypić sobie jedno. - Moja matka... - powiedział Alex do sufitu. - Godzina sam na sam z moją matką. - Plus godzina z moją - dodał Max. - Chce iść z tobą na drinka o czwartej. O pierwszej ma operację, więc o czwartej pewnie będzie już wolna. - Z twoją matką chyba zniosę godzinę... - No i pewnie zadzwoni Stella. - Już dzwoniła. Spotkamy się jutro na śniadaniu, zanim zacznie obchód. - Jak myślisz, czy ona robi wszystko z rana, dlatego że jest najstarsza? - Mrugnął okiem Max. - Nie, robi wszystko z rana, dlatego że jest upierdliwa - odparł Alex. - Chociaż to ona jest chyba... Packed with riveting drama and painful truths, this book powerfully illustrates the devastation of abuse—and the strength of the survivors. 860. Pub Date: Aug. 2, 2016. ISBN: 978-1-5011-1036-8. Page Count: 320. Publisher: Atria. Review Posted Online: May 30, 2016. Kirkus Reviews Issue: June 15, 2016. Szok czy rozpacz? Decyzja Kakashiego dla dwójki młodych osób stojących przed nim, to jak policzek w twarz na przebudzenie z pięknego snu. Na początku oboje nie wiedzieli jak się odnieść do sytuacji. Hinata spojrzała na Sasuke. Liczyła na jakiekolwiek wsparcie. On swoje spojrzenie utkwił w mistrzu. To była wersja bruneta jakiej się bała. - To jakiś żart? - Ton głosu młodszego wojownika nie sugerował zadowolenia. On był przerażający. Białooka poczuła jak włosy się jej jeżą na skórze. - W żadnym wypadku. Decyzja zapadła i nie ulegnie zmianie. Pokój dziewcząt jest już gotowy na nową współlokatorkę. - Hinata, zostaw nas samych. - Ale… - Wyjdź! - Brunet nie spojrzał na nią. Chciała zostać i uczestniczyć w rozmowie, licząc, że będzie mogła wpłynąć na odwołanie przeprowadzki. Chciała zabiegać o pozostanie, ale Sasuke odwrócił się w jej stronę. - Wyjdź i poczekaj w naszym pokoju. Tym razem się nie sprzeciwiała. Kroki stawiała powoli. Czuła jak nogi jej się trzęsą, a w głowie wiruje. To nie może być prawda! Nie teraz, gdy wszystko zaczęło się układać. W pomieszczeniu powietrze zrobiło się ciężkie. Kakashi zachowywał się zwyczajnie. On nie jedno już przeżył w swoim życiu, co nauczyło go trzymać emocje na wodzy. Młody miał szkołę życia przed sobą. Od niego biła wściekłość. Mimo wszystko udawało mu się nie wybuchnąć i nie spalić wszystkiego na swojej drodze. - Hinata nie będzie mieszkać z Sakurą. - Słowa zostały wypowiedziane na kształt stwierdzenia, które zakłada się za pewniak, a każdy obecny może jedynie się z tym zgodzić. - Będzie, jeszcze dziś się do niej wprowadzi. - Nie zgadzam się! - Nikt nie pyta cię o zgodę. Dla twojej wiadomości, Sasuke. Ty masz ją szkolić i zaopiekować się nią podczas wypraw. Fakt, gdzie spędza noce, cię nie dotyczy. - Czy Różowe Czupiradło ma coś wspólnego z twoją decyzją? - Nie. - A podjąłeś ją bo? - Był pewny, że to sprawka Sakury. - To jedyne słuszne rozwiązanie, które ochroni ciebie i Hinatę przez popełnieniem błędu. - O czym ty do cholery mówisz? - Sasuke nie krzyknął. Uniósł jedynie odrobinę głos. - Opowiedziałem ci wystarczająco dużo, byś wiedział jak się zachować, a czego nie wolno ci robić. - Co to ma do rzeczy? - Hinata jest zaręczona. Sypiając z nią, mącisz jej w głowie. - W końcu postanowił przejść do sedna. - Więc to cię boli. Ona nie interesuje mnie jako kobieta. Sypiam nie z nią, a przy niej i to tylko dlatego, żeby pomóc się jej uspokoić, gdy śnią jej się koszmary. - To nie ma znaczenia jakie są powody. Nie powinieneś tego robić. Jej matka na pewno by się na coś takiego nie zgodziła. - Ona nie żyje, więc w tej chwili niewiele ma do powiedzenia. - Ona nie, ale ja owszem. Decyzja zapadła, a tobie nie pozostało nic innego jak ją zaakceptować. Skoro Hinata ma w nocy koszmary, to Sakura będzie wiedziała jak jej pomóc. - Nie wydaje mi się by okazała się pomocna. Jeśli zależy ci bym nie spał przy niej, to każ jej zamieszkać z Ivi. - Co by to zmieniło? - Kakashi uniósł brwi i uśmiechnął się do ucznia. - Między tobą i Ivi coś jest. No chyba, że się mylę, a ty przysięgniesz, że z nią nie sypiasz, ani nie nocujesz w jej pokoju? - Odpowiedź nie padła. Każdy wiedział o ich relacjach, choć otwarcie się nie przyznali. - Dlatego Hinata nigdy nie zamieszka z Ivi. - Czemu akurat Sakura? Każdy, tylko nie ona. - Sakura jest jedynym i najlepszym sposobem na oddzielenie was od siebie. Skup się wyłącznie na jej szkoleniu. - Planowałeś to od początku? Zwlekałeś do dziś tylko dlatego, żebym nie mógł się wycofać i zrezygnować z bycia jej opiekunem? - Nie zakładałem, że tak dosadnie weźmiesz się za zadanie, które ci powierzyłem. - Po tym co od ciebie usłyszałem, nie przypuszczałem, że będziesz ją traktował jak zabawkę, z którą można robić co się chce. - Wymiana słów zeszła na nieprzyjemny tor. - Dosyć. - Kakashi klepnął otwartą dłonią w stolik. - Znałem jej matkę i widziałem jak postrzegają ją inni. Nawet jeśli Hinata ma koszmary, to powinna sobie z nimi poradzić sama. Oddzielam was nie tylko dla jej dobra, ale także dla twojego. Ona jest tu tymczasowo. Gdy nauczy się tego co konieczne, odejdzie, a wtedy nie może mieć tu nikogo kto by ją zatrzymał. - Ja jej nie zatrzymuję i nie będę tego robić. Nic mnie nie obchodzi co się z nią stanie. Równie dobrze możesz zająć moje miejsce i sam ją nauczyć czego trzeba. W końcu ty najlepiej wiesz co jest dla innych najlepsze. - Jego wyjściu akompaniował huk zamykających się drzwi. - Och Sasuke. - Kakashi pochylił głowę. Dłonią potarł się po skroni. - Oby moje podejrzenia się nie sprawdziły, a historia nie zatoczyła koła. Brunet był tak wściekły, że każdy kogo mijał od razu schodził mu z drogi. Nikt nie zapytał co się stało. On nie myślał, po prostu szedł przed siebie. Nim się zorientował stał w drzwiach pokoju dziewcząt. Mad nie było. Ona w ogóle rzadko bywała u siebie. Większość czasu spędzała na wykonywaniu zadań, a w wolne chwile trenuje. Ivi podniosła głowę i spojrzała na gościa. Oderwała się od swojego zajęcia i podeszła kilka kroków. Sasuke jako jedyny uwielbiał jej zdolność. Nie był typem osoby, która otwarcie mówi o swoich problemach. Szatynka sama potrafiła wyciągnąć z niego wszystkie potrzebne informacje, a on po prostu musiał nie blokować się przed nią. - Żartujesz? - Nowe informacje również dla niej były szokiem. - Nie żartujesz. - Ruchem głowy potwierdził, że to fakty. - Ale jak? Po co? Co to za chory, popieprzony pomysł? Przez kolejne pół godziny panowała cisza. Oboje leżeli na łóżku. Dziewczyna głaskała włosy chłopaka. Lubiła bawić się jego czarnymi kosmykami, które nadzwyczaj łatwo sterczały w górę. - Co teraz będzie? - To ona przełamała ciszę. - Nie wiem. - Był spokojny, mimo że ciągle odczuwał irytację na wspomnienie rozmowy z mistrzem. - Najchętniej wypisałabym się z całej tej zabawy w opiekuna. - Nie mów tak. Ona ci ufa i jeśli ją teraz zostawisz, to może się w sobie zamknąć jeszcze bardziej. - To nie moja sprawa. - Oboje wiemy, że tak nie jest. - Na to stwierdzenie nie odpowiedział. - Może Kakashi ma rację z tym aby was nieco od siebie oddzielić. - Wypowiedziała słowa spokojnie i dość cicho. On spojrzał na nią nieco zdziwiony. - Czy ty jesteś zazdrosna? - Głupol! - Popukała go w czoło. Naprawdę tak pomyślał. Ona zazdrosna o niego? Jeszcze się taki nie narodził, który wywołałby w niej zazdrość. - Odkąd Hinata się pojawiła, ty się zmieniłeś. - Co ty za głupoty wygadujesz? - Tylko mi nie mów, że sam tego nie zauważyłeś. Dużo łatwiej cię zdenerwować i wyprowadzić z równowagi. Popadasz w skrajności. Motasz się sam w sobie. W stosunku do kobiet zawsze byłeś nieczułym i szorstki gościem, a Hinata już pierwszego dnia wyciągnęła z ciebie twoją najlepszą naturę. Mi zajęło to pół roku. Podkreślić należy, że nie ma innej kobiety, która miałaby po co w ogóle startować. - Nie odpowiadał, bo wiedział, że ona w jego oczach widziała potwierdzenie swoich słów. - To tylko dowodzi, że powinienem się jak najszybciej wycofać. - Sasuke, - odgarnęła jego włosy, po czym wtuliła się w jego szyję - pomóż jej. - Wyszeptała mu do ucha. Nie chciała, by widział jak ciężko wypowiedzieć jej te słowa. - Proszę, nie zostawiaj jej teraz, gdy potrzebuje cię jeszcze bardziej niż wcześniej. Tylko ty możesz wpłynąć na Sakurę. - Ivi... - Nie wiedział co jej na to odpowiedzieć. Zawsze potrafiła go zaskoczyć. - Proszę. - Co jeśli odmówię. - No wiesz co?! - Oderwała się i uderzyła go w ramie. - Wielki Sasuke nie da sobie rady z jakąś rozwrzeszczaną, natrętną babą? Myślałam, że stać cię na więcej. Rozczarowałeś mnie. Poderwał się, swoim ciałem docisnął ją do łóżka. - Odszczekaj to! - Ani myślę. Byłam pewna, że nie boisz się żadnego wyzwania, a teraz użalasz się nad sobą jak mała bojaźliwa dziewczynka, bo twoja uczennica wpada w łapy Różowej. Jesteś tchórzem. - Przesadziłaś. Tym razem złoję ci skórę i będę patrzył, czy aby równo puchnie. - Odwrócił ją, podciągnął spódniczkę w górę, a majki ściągnął w dół. Jego oczom ukazał się bardzo przyjemny widoczek. Powinien ją strzelić, tak jak twierdził, ale miał spore opory przed wprowadzeniem kary w życie. - Masz jeszcze szanse odszczekać to co powiedziałaś. - W duchu liczył, że to zrobi. Nie chciał jej sprawiać bólu, ale honor ma swoją cenę. - Nie rzucam słów na wiatr. Proponuję jednak inne rozwiązanie. - Jakie? - Docisnął ją mocniej i czekał na propozycję. - Załóżmy się. Jeśli nie zrezygnujesz i mimo wszelkich przeciwności będziesz wspierał Hinatę, aż odkryje ninju, to ja odszczekam każde słowo, które skalało twoją dumę. Jeśli się poddasz, to ty przyznasz się do swojej porażki. - Ty podstępna lisico. - Ivi cicho się zaśmiała, a on już wiedział, że podeszła go na tyle sprytnie, że nie może się nie zgodzić. - Jeśli wygram chcę więcej nagród. - Co byś jeszcze chciał? - Trzy życzenia, bez żadnych ograniczeń. Zrobisz dokładnie to co ci każę i nie będziesz kręcić nosem. - Co?! - On też był cwany. Wiadomo, że się zgodzi. - Życzenia działają w dwie strony. Jeśli przegrasz, to ja będę miała życzenia bez ograniczeń. - Zgoda. Sasuke ją puścił. Dziewczyna podniosła się. Stali na przeciwko siebie. W jego myślach pojawiło się słowo, które zawsze ciężko przechodziło mu przez gardło. "Dziękuję." Ta rozmowa ukierunkowała jego myśli w dobrym kierunku. Mętlik nieco zelżał. Hinata, to dziewczyna, która mieszka z nimi na tylko jakiś czas. Odejdzie, a wraz a nią, znikną wszystkie jego problemy. Brunet podszedł do szatynki. Pochwycił jej podbródek, a ustami przylgnął do jej warg. Wiedział co powinien zrobić. Jego celem było wygranie zakładu, więc czas najwyższy przystąpić do działania. Gdy wyszedł Ivi poczuła ukłucie w sercu. Jej zdolność potrafiła jeszcze coś do czego nigdy nikomu się nie przyznała. Jej przeczucia w dziewięćdziesięciu procentach się spełniały. Tego dnia, gdy on zamknął za sobą drzwi, wiedziała, że go straci. Nie czuła zazdrości, tylko smutek. Sasuke jest jedną z najważniejszych osób w jej życiu. Nie neguje jej zdolności, ani próżnych zachowań. Lubi ją taką jaka jest. Choć często nie ma dla niej czasu, to ma pewność, że zawsze gdy będzie go potrzebowała, on się zjawi. Co ją czeka, kiedy go przy niej nie będzie? Czy pustkę jaką po sobie zostawi, będzie w stanie załatać? Rzuciła się na łóżko. Pięścią zaczęła uderzać w poduszkę. - Przeklęta zdolność. Nie wystarczy, że widzę i czuję więcej niż inni? Dlaczego ja? Nie prosiłam o to. Na plecach poczuła dłoń. Nie musiała wciągać mocy z otoczenia, aby dowiedzieć się kto koło niej jest. Wystarczył dotyk czarnowłosej wojowniczki, by Ivi poczuła wszystkie myśli jakie chciała jej teraz przekazać. Choć młodsza poczuła się bezpieczniej, to zareagowała nie adekwatnie do sytuacji. Jej skrywane emocje zaczęły się z niej wylewać, a ona zaczęła łkać w poduszkę. W przyjaźni dziewcząt było połączenie, którego nawet one nie potrafiły wytłumaczyć. Były jak siostry, a czasem miały wrażenie, że są jedną duszą rozbitą na dwa ciała. Rozumiały się bez słów i wspierały w każdej trudnej sytuacji, ale nawet one miały przed sobą sekret którego nie zdradziły. Jedną jedyną rzecz zarezerwowaną wyłącznie dla siebie. Ivi ukrywała, że potrafi przewidzieć wiele rzeczy, które się dopiero wydarzą. Sekret Mad był jej katalizatorem do przemiany jaką przeszła, gdy była nastolatką. To za jego sprawą zaczęła trenować i dążyć do doskonałości jako wojowniczka. To była najtrudniejsza rozmowa z jaką przyszło mu się zmierzyć. Wysłał Madeo z wiadomością. Na prośbę się nie zdecydował. Słowa głosiły, że będzie nad strumieniem i chce by ona tam przyszła. To, że się pojawi było pewne. Sakura ma na jego punkcie bzika i czasem zastanawiał się jak dużo jest w stanie dla niego zrobić. Tak jak przypuszczał, pojawiła się. Wystrojona, umalowana, wdzięcząca i z tym wkurwiającym go uśmieszkiem. Ona jest w stu procentach przeciwieństwem Hinaty. Może dlatego tak bardzo polubił nową koleżankę. Co stanie się, gdy one się skumają? Jeśli Różowe Czupiradło zmieni Białooką, to on wypisuje się z całego procesu jej szkolenia. - Dostałam wiadomość. Skinął jej jedynie głową. Przecież to oczywiste, że ją dostała. Madeo wrócił do niego kwadrans temu i już mu przekazał. Nawet bez tego by wiedział, bo jej obecność jest wystarczającym dowodem. Jak ma z nią rozmawiać, skoro nawet to jedno krótkie zdanie z jej ust, już go wkurwia? Przede wszystkim musiał się wyciszyć. Wziął głęboki wdech. - Siadaj. - To pierwsze polecenie jakie wydał. Nie chce aby patrzyła na niego z góry. Pożałował, że nie sprecyzował miejsca, bo ona posadziła swoją pupę zaraz obok. Była teraz blisko niego. Zbyt blisko. Zapach tego, czym się psiknęła drażnił jego nozdrza. Czy ona wylała na siebie zawartość przeznaczoną na tydzień? W głowie odtwarzał sobie słowa Ivi. Wytrzyma tylko dlatego, by udowodnić małej trzpiotce, że potrafi okiełznać nawet taką zmorę jak Sakura. Wygra ten zakład i z dziką rozkoszą odbierze swoją nagrodę. - To miło, że mnie tu zaprosiłeś. - Sakura wpatrywała się w niego z uwielbieniem. Jej bóstwo siedzi teraz koło niej. To krótka chwila szczęścia, która mogłaby trwać wieczność. - Masz coś wspólnego z przeprowadzką Hinaty? - Musiał przejść do rzeczy zanim nie wytrzyma i wybuchnie. Jak ona mogła pomyśleć, że ją zaprosił? Żyłka zapulsowała mu na skroni. - Ja? To decyzja Kakashiego. - Kto mu powiedział? - Nie wiem. - Skłamała. Doskonale wiedziała jak powinny brzmieć prawidłowe odpowiedzi na jego pytania. Sasuke nie uwierzył. Mógłby się z nią kłócić, czy też wyciągnąć informacje siłą. W normalnych okolicznościach szkoda by mu było czasu. Teraz chciałby to wiedzieć, ale powstrzyma się, bo nie po to ją tu sprowadził. - Hinata przeszła w życiu coś złego. - Zaczął mówić spokojnie patrząc przed siebie. - Coś, co bardzo zniszczyło jej psychikę. - Co to takiego? - Sakura słysząc jego słowa czuła skrajne emocje. Radość, bo on z nią rozmawia bez zgryźliwego tonu. Smutek, bo słowa zaniepokoiły również ją. Dezorientację, bo nie wiedziała czemu jej to mówi. - Tego nikt jeszcze nie wie. - Odpowiedział jej, choć jej pytanie też go zirytowało. Przerwała mu, a on nie skończył swojej przemowy. - W nocy ma koszmary. Gdy mieszkała z nami, to na mnie spadł obowiązek pomocy jej. Teraz, gdy będzie spać w waszym pokoju, któraś z was powinna się nią zająć. Spojrzał w stronę dziewczyny. To pierwszy ich kontakt wzrokowy, w którym on nie krzyczy, ani nie mówi nic krzywdzącego. Nie czuła też wrogości jaką zwykle ją obdarzał. - Ja się nią zaopiekuję. - To dobrze. - Mógł zakończyć rozmowę. Wstał lecz jeszcze chwilę na nią spojrzał. - Chciałbym, aby Madeo był przy Hinacie dzisiejszej nocy. Masz coś przeciwko? - Nie. Może u nas spać jeśli tylko chcesz. - Więc będzie. - Odwrócił się i poszedł przed siebie. - Sasuke… - Ona wypowiedziała jego imię dość cicho. Chciałaby jeszcze chwilę czasu z nim spędzić. Mogliby po prostu przy sobie siedzieć. Jego obecność to już sukces. Gdyby tylko nie był taki chłodny i nieprzyjemny dla niej. Oddałaby mu wszystko w zamian za bycie przy niej choć godzinkę dziennie. - Sakura, ... - Stał tyłem do niej. Chyba powinien jej podziękować, ale słowo to w ułamku sekundy stało się trudne do wypowiedzenia. Otworzył usta, lecz dźwięki utkwiły w krtani. - Do zobaczenia. - To mógł z siebie wyrzucić. Nie kłamał. Był pewny, że tej nocy się spotkają, a ich rozmowa to bardzo okrojony wstęp do tego co nadejdzie. Dziewczyna wstała. Zaciskała pięści, zaczęła tupać w miejscu. Oczy Sakury błyszczały, a usta wykrzywiały się w przerażającym uśmiechu. Jej wewnętrzna strona wiwatowała ze szczęścia. O tak!! Hinata jest kluczem do zbliżenia się do Sasuke. Zaopiekuje się nową osobą, by zrobić dobrze wrażenie na ukochanym. On zda sobie sprawę z tego, jaka jest troskliwa i cudowna, a wtedy na bank się w niej zakocha. To był plan doskonały i to wszystko dzięki jej przebiegłości i sprytowi. Shikamaru szybko się zmył, gdy Naruto zaproponował swoją pomoc. Kiba też się dołączył, więc Choji poszedł coś zjeść. Hinata czuła się bardzo zaniepokojona. Sasuke nie wracał, a ona nie wiedziała co o tym myśleć. Ostatecznie pojawiła się Ivi i wyjaśniła jej, że miał coś innego do załatwienia. - Nie smuć się. - Koło niej usiadł blondyn. Poczochrał jej włosy, by nieco ją rozweselić. - Przecież nie wyprowadzasz się na inną planetę. Zawsze możesz tu przyjść, jeśli tylko będziesz chciała. Kurama również podszedł. Położył jej głowę na kolanach, a swoimi słodkimi oczkami obserwował jej reakcje. Hinata podrapała go za uchem. - To już nie będzie to samo. - Odpowiedziała im smutnym głosem. - Co nie znaczy, że będzie gorzej. Bez względu na to z kim będziesz mieszkać, dla mnie jesteś tą samą osobą. - Ivi usiadła koło niej i mocno do siebie przytuliła. - Nie mogę zamieszkać z tobą i Mad? - Niestety. - Dziewczyna spuściła głowę. - Kakashi jak się uprze, to nie przekonasz osła. - Hinata, przecież Sakurka jest wspaniałą dziewczyną. Na pewno się zaprzyjaźnicie, skoro nie będziesz więcej spała z Sasuke. Jakby co, ja będę cię odwiedzał codziennie! - Blondyn wykrzyknął ostatnie zdanie z ręką trzymaną na sercu. Po chwili oberwał kijem po głowie. - Ała! Za co? - Zaczął masować obolałe miejsce. - Będziesz tam łaził dla Sakury, więc po co okłamujesz Hinatę? - Kiba miał dość poważną minę. Taka reakcja bardziej pasowała do Sasuke niż do niego. Naruto zerwał się z łóżka i zaczął ganiać kumpla krzycząc, że ma to odszczekać. Dziewczęta obserwowały ich jak się ganiają i przezywają przy okazji. - Ciężko uwierzyć, że to dorośli faceci, co nie? - Ivi oparła się o ścianę. Obie zaczęły się śmiać. Naruto miał dość bezsensownego ganiania. Wskoczył na stolik, a później na Kibę. Szatyn chciał zrzucić z siebie kumpla. Oboje wywalili się na mebel. Nieszczęsny stolik rozkraczył się ponownie. W całym pokoju rozniósł się głośny śmiech przerywany nawoływaniami chłopców, że coś ich boli przez upadek. - Wiecie jaki jest najlepszy sposób na złagodzenie bólu? - Blondyn kipiał radością, która zarażała każdego. - Robimy imprezę! - Ty to jesteś jednak kretyn! - Kiba podszedł i mocno przywalił mu w plecy. Kurama zawarczał na szatyna, a jego sierść na grzbiecie się zjeżyła. - Jak chcesz zrobić imprezę, skoro nie mamy alkoholu? - W takim razie ruszamy na polowanie. Kto się przyłączy? - Naruto wyciągnął przed siebie dłoń. - A co mi tam. Wchodzę w to! - Jako pierwsza swoją dłoń dołożyła Ivi. Po chwili również Hinata i Kiba wykonali ten sam gest. Naruto jeszcze bardziej wyszczerzył swoje ząbki. - W takim razie ruszamy na łowy! ...................................................................................... Witam starych i nowych czytelników. Nie mam pomysłu na rysunek, który by mnie zadowolił, dlatego wstawiłam gifa. Chcę ponownie podziękować tym, którzy komentują moje posty. Dla mnie wasze słowa są bardzo ważne. Za każdym razem, gdy dodaję nowy rozdział, z niecierpliwością wyczekuję waszej opinii na jego temat. Każdy czasami się boi, ale tylko głupcy się do tego nie przyznają. Szukaj. Anuluj. Jesteśmy społecznością, która kocha książki Zaloguj si Prawdziwa miłość to autobiografia Jennifer Lopez. Autobiografie niestety mają to do siebie, że dowiemy się z nich tyle, ile autor chce nam powiedzieć :) Jennifer zdradza wiele ze swojego życia, jednak są to wspomnienia przede wszystkim nakierowane na miłość i to nie tylko tę damsko-męską, ale także, a może przede wszystkim - matczyną. Mass Market Paperback ‏ : ‎ 288 pages. ISBN-10 ‏ : ‎ 037377138X. ISBN-13 ‏ : ‎ 978-0373771387. Item Weight ‏ : ‎ 4.5 ounces. Dimensions ‏ : ‎ 4.22 x 0.76 x 6.61 inches. Best Sellers Rank: #2,582,972 in Books ( See Top 100 in Books) #114,364 in American Literature (Books) #185,214 in Contemporary Romance (Books) Customer Reviews: 2p0a.